Co by było, gdybym myślała o sobie tyle co o zdjęciach? Fotografia to mój konik chyba od zawsze. Miewałam czasem momenty, że robiłam mniej zdjęć, ale zawsze do tego wracałam. Nie umiałam odpuścić. Nie uważam się za speca w tej dziedzinie, bo wiem, że są lepsi, zdolniejsi i bardziej doświadczeni. Ale ja to po prostu lubię, więc robię zdjęcia dla siebie. I nic nie poradzę, że foto zaprząta moje myśli przez większość czasu w ciągu dnia.
Dziś właśnie doszłam do wniosku, że gdyby moją głowę zaprzątały myśli na swój temat tak często co o moim hobby, z pewnością wszystko wyglądałoby inaczej. Dlaczego? Bo o foto myślę praktycznie bez przerwy i wierzcie mi, że to się dzieje samoistnie. Nie muszę się zmuszać do analizy pewnych rzeczy, do patrzenia na świat pod takim a nie innym kątem… Będąc na spacerze, oglądając film, robiąc zakupy (szczególnie odzieżowe), gotując czy ogólnie wykonując wszystkie te czynności co każda kobieta, mama, gospodyni domowa czy ogólnie człowiek. Gdyby zatem zastąpić fotografię swoją własna osobą, co by się wtedy stało? Masz ochotę sprawdzić?
Co by było, gdybym myślała o sobie tyle co o zdjęciach?
Poranek – pewnie pospałabym dłużej, albo poleżała w pościeli ot tak… by odpocząć, zamiast gnać do okna, by sfotografować kolejny wschód słońca…
Śniadanie – skupiłabym się wyłącznie na tym co robię, zamiast obserwować cały czas światło jak pada na szafki i podłogę myśląc – musze je kiedyś jakoś fajnie wykorzystać!
Gotowanie obiadu – pewnie w tle leciała by jakaś moja ulubiona muzyka, a nie podcast „Niezłych aparatów” lub „Zawód fotograf”. Nie poparzyłabym się też ani razu chcąc uchwycić na zdjęciu cudownie unoszącą się parę nad potrawą, ani też nie jadłabym zimnego posiłku tylko po to, żeby spróbować fajnie zrobić mu zdjęcie (tak… fotografie kulinarną też zawsze lubiłam!)
Popołudnie – z pewnością spędziłabym z książką w dłoni. Byłaby to jakaś powieść obyczajowa lub komedia, a nie album z fotografiami mistrzów, poradnik jak coś zrobić w ps lub pogaduchy o tym jak cudownie jest robić zdjęcia i że należy je robić sercem a nie głową…
W pracy – skupiłabym się jedynie na pracy nie trzymając pod biurkiem notes, w którym zapisuje pomysły na sesje itp.
Kalendarz – wypełniony byłby po brzegi spotkaniami towarzyskimi, wizytami u kosmetyczek, fryzjerów i manikiurzystek – teraz mam w nim jedynie sesje, podcasty, plenerowe wystawy fotograficzne, spotkania online o foto itp…
Na spacerze – słuchałabym śpiewu ptaków i podziwiała piękno otaczającego mnie świata zamiast patrzeć na wszystko pod kątem zdjęć i sesji plenerowych…
Wieczór – przeznaczyłabym wyłącznie dla znajomych i bliskich zamiast analizować czy dziś mam zdjęcie do projektu 365, jakie mam zaległości w projekcie 52, przeglądając instagrama by dalej inspirować się cudownymi zdjęciami, rozmawiając godzinami o foto na Messenger itp…
Film – dokładniej analizowałabym fabułę, niż sposoby jego nagrania. Mam manię podziwiania doboru dodatków, kolorystykę, padającego światła na różnych ujęciach… Czasem taki film tak bardzo wciągnie mnie obrazem, że umyka mi to, co dzieje się miedzy bohaterami!!!
Zakupy – na pewno przestałabym analizować, czy dana koszulka, spodnie, sukienka i kurtka jest dobra do zdjęć. Dzieciaki miałyby więcej pstrokatych ciuchów z ulubionymi zespołami czy bohaterami, a kolorystyka w ich szafach na pewno przypominała by tęczę a nie paletę w jednym, góra dwóch odcieniach. Kupując jedną bluzkę nie zastanawiałabym się czy druga ma strój pasujący do niej, albo w jakim plenerze mogłabym ten zestaw wykorzystać!
Wspinaczka górska – byłaby zdecydowanie łatwiejsza mając jedynie plecak na plecach i wolne ręce – teraz całą drogę nosze w ręku aparat, by niczego nie przegapić (dobrze, że teraz jest mniejszy, kiedyś na Trzy Korony, Sokolicę i inne wysokie szczyty wdrapywałam się z Nikonem d7220+obiektyw SIGMA Art. 17-35…)
Spacer po plaży - odbywał by się płynnie i leniwie, słuchałabym szumu fal i zbierałabym muszelki – teraz muszelek nie zbieram, bo potem niewygodnie robi się zdjęcia, a spacer co chwilkę przerywam by coś lub kogoś sfotografować…
Spotkania towarzyskie – przeżywałabym całą sobą mając spokojną głowę, teraz zazwyczaj na nich biegam z aparatem i robię pamiątkowe zdjęcia. Tylko raz pozwoliłam sobie na totalny relaks, gdy pojechałam w tym roku do Torunia na wernisaż i do dziś nie mogę sobie darować, że mam tak mało zdjęć z dziewczynami!!!
Siedząc przed komputerem – może zagrałabym w Simy z dziewczynami albo poczytałabym wiadomości zamiast w kółko obrabiać zdjęcia lub projektować albumy.
Czas wolny – wreszcie bym go miała!!!
Zawsze jestem zdania, że gdy ktoś coś kocha, to nie ma siły, by nie znalazł na to czasu.
To nie jest tak, że jak lubisz wyjazdy w góry, to myślisz o nich tylko w czasie urlopu. Zazwyczaj miłośnicy górskich wypraw planują takie wypady dużo wcześniej, oglądają filmy na YT z wypraw innych, analizują szlaki, kupują przewodniki, atlasy, albumy ze zdjęciami. W domu otaczają się grafika kojarząca się z tym hobby i ogólnie żyją niby normalnie, ale w ich głowach często właśnie ten temat najczęściej się przewija.
Tak samo jest z fotografem. Jeśli zdjęcia to nie tylko twój zawód, bo uważasz, że będąc fotografem zbijesz na tym krocie i będziesz żyć jak pączek w maśle, ale zwyczajnie lubisz to robić bez względu na zasób portfela – będziesz otaczać się tym tematem z każdej strony. I o dziwo – dopiero taka dogłębna analiza jak ta moja otworzy ci oczy jak często kręcisz się wokół foto. Ja na co dzień tego nie odczuwam.
Nie sięgam po książkę o fotografii z obowiązku, tylko dlatego, że lubię do nich wracać. Nie wstawiam do ram na ścianie własnych zdjęć po to, żeby się nimi pochwalić, tylko dlatego, że lubię się tymi obrazami otaczać. Nie wstaję skoro świt tylko dlatego, że chce mieć w swojej kolekcji kolejny wschód słońca, tylko dlatego, że ten widok sprawia mi przyjemność i niekiedy pijąc herbatę stoję tak przez dłuższy czas i gapię się w okno jak zahipnotyzowana.
Fotografia jest dla mnie sposobem na relaks.
Z aparatem w dłoni odprężam się, pozwalam moim myślom płynąć własnym torem. Nie stresuje się, nie analizuje niczego, nie skupiam na niczym. Po prostu odpływam i jest mi z tym dobrze. Może dlatego tak lubię fotografię naturalną, bez pozowania i ustawiania kogokolwiek. Rejestrowanie tego co tu i teraz jest dla mnie łatwiejsze, bo wtedy mogę myśleć jedynie o tym co robię, a nie o tym jak to poprawić, dostosować do konkretnych wytycznych czy udoskonalić…
Czasem staram się o tym nie mówić, bo niektórzy patrzą na mnie jak na jakąś fanatyczkę. Ale prawdą jest, że fotografia jest obecna w moim życiu cały czas. Nie tylko wtedy, gdy biegam z aparatem w dłoni i bawię się w rodzinnego papparazzi. Ani wtedym, gdy całymi godzinami siedzę przed komputerem starając się ogarnąć ogrom materiału, który przyniosłam ze sobą z jakiegoś wypadu w plener, reportażu czy wycieczki. Ale i w momentach zupełnie nie kojarzących się z tą czynnością. Czasem leżąc w wannie wyobrażam sobie kadry, które chciałabym wykonać, albo jadąc samochodem staram się zapamiętać miejsca, które mnie zachwyciły i chętnie wróciłabym do nich o innej porze dnia…
Tak to już u mnie jest i wcale nie żałuję. A ty masz jakąś swoja pasję, która zaprząta ci głowę 24 godziny na dobę? Przyznaj się!