Przebywanie wśród osób o podobnych zainteresowaniach dodaje fajnego kopa do działania. Nie raz się o tym przekonałam i nie ukrywam, że stale mi tego brakuje. Rozmowy online są fajne. Ale takie spotkanie na żywo zdecydowanie lepiej działa. Dlatego tak trudno jest mi sie pogodzić z tym, że w naszym mieście nie ma żadnego kółka fotograficznego ani nic z tych rzeczy. Chętnie raz na jakiś czas wybrałabym się na spacer po okolicy w gronie zafiksowanych na punkcie fotografii ludzi, porozmawiała o fotosprawach i nie tylko. I zwyczajnie spędziłabym czas po mojemu. W gronie ciekawych ludzi z aparatem w ręku.
Póki co - posucha. Jakby w tej naszej mieścinie nikt nie interesował się niczym poza pracą i domowymi obowiązkami. Czasem jakaś mała impreza, czasem przedstawienie i cisza. Fotografia jest dziedziną kompletnie zapomnianą. Nie istnieje. Ucieszyłam sie więc na wiadomość, że ostatnio ktoś jednak zauważył lukę w tym temacie i postanowił zorganizować warsztaty. Co prawda dla osób bardzo początkujących, ale nie mogłam oprzeć się pokusie i postanowiłam dołączyć do grupy. Nie zaszkodzi małe przypomnienie wiadomości, prawda? Tak więc najpierw był wykład o tym jakie mamy aparaty i czym jest migawka, przysłona i ISO. Potem przykłady z wykorzystaniem światła, linii i ram... Posiedziałam, posłuchałam, czasem coś tam wtrąciłam i już. Najważniejsze, że atmosfera był fajna, a prowadzący miły. Czas więc płynął szybko. A ja miałam ochotę na więcej. I doczekałam się już na drugi dzień, bo właśnie wtedy wybraliśmy się na fotograficzny spacer po okolicy.
Pogoda była raczej przeciętna, brakowało słońca i trochę męczyła okropna duchota. Ale za to towarzystwo dopisało, więc nie ma co narzekać. Kuba postanowił pokazać nam tą stronę naszego miasta, o której nie raz słyszałam, ale której nigdy nie miałam odwagi eksplorować osobiście. Miejsca bardzo zaniedbane i zapomniane przez wszystkich. Takie, o których zawsze sie mówi, że lepiej się tam nie zapuszczać. Bo to dość hermetyczne środowisko. Mieszkają tam osoby, które nie lubią gdy ktoś obcy kreci im sie po podwórku. Nie mówiąc już o tym, by robić tam zdjęcia. Aż ciekawa byłam co się wydarzy, gdy nagle w ten inny, nieco odizolowany od wszystkich świat wpadnie grupa ludzi z aparatami w rękach i zrobi zamieszanie. Trochę obawiałam się, że spotkamy się z mało przyjaznym powitaniem i szybko będziemy zmykać. Na szczęście bardzo się myliłam.
Zakamarki, po których przyszło nam spacerować rzeczywiście bardzo różnią sie od okolic, w których przebywam na co dzień. Wiele miejsc mocno zaniedbanych i brudnych. Ale patrząc na to wszystko czuję, że w dużej mierze to nie wina mieszkańców, którym przyszło tam żyć. Tylko samego miejsca. Każde z tych podwórek kojarzyło mi się z problemami alkoholowymi i patologią. Sama nie wiem czego się spodziewałam, ale obawiałam się najgorszego. Tymczasem okazało się, że nie jest najgorzej. To co najbardziej rzuciło mi sie w oczy to ogromna chęć tych ludzi do dążenia do normalności. Co z tego, że mury są stare i zniszczone, tynk odpadający, gdzieś tam zapadnięte schody, sypiący się strop czy pleśń na ścianie. Nie każdego stać na gruntowny remont, tym bardziej, że to bardzo stare kamienice i doprowadzenie ich do stanu idealnego to nie lada wyzwanie. Ja spacerując z aparatem w dłoni widziałam też coś zupełnie innego. Czyste firanki w oknach oraz wypielęgnowane ogródki, a w nich kolorowe kwiaty. Klatki schodowe z rozsypującymi się, ale czystymi schodami. I napis, który zaskoczył mnie chyba najbardziej. W miejscu gdzie tynk ledwo trzyma się ściany, a chodnik to tak naprawdę stary popękany beton ogromne graffiti "KOCHAM ŻYCIE". Nic wielkiego... zwykły tekst napisany sprayem. Ale patrząc na miejsce jego wykonania poczułam ciepło w sercu. W dzisiejszych czasach ludzie zabijają się, żeby mieć wszystko to co najlepsze. Wielkie domy z basenami, drogie samochody, nowoczesne wyposażenie, elektronikę z najwyższej półki, którą najlepiej wymieniać co chwile, by wciąż być na czasie. Ludzie dążą do doskonałości nie wiedząc tak naprawdę gdzie ona jest. Im więcej mają tym więcej pragną, a ta pogoń za bogactwem w rezultacie wcale ich nie uszczęśliwia. Tymczasem tu, gdzie ludzie żyją naprawdę bardzo skromnie, a do luksusów im daleko, ktoś poczuł sie na tyle szczęśliwy, by napisać wielkimi czerwonymi literami te dwa proste wyrazy. Zdanie, które wyraża wszystko. I jest jak przesłanie dla tych bogaczy, by zaczęli dostrzegać nie to czego im brakuje, tylko to co już mają.