Same pyszności to jeden z moich projektów fotograficznych, który od pewnego czasu możecie śledzić na stronie głównej – TU. Powstał on bardzo spontanicznie. Nie planowałam rozwijać fotografii kulinarnej. Ale nie ukrywam też, że bardzo lubię robić tego typu zdjęcia więc cieszę się nawet, że nadarzyła się taka fajna okazja. A projekt ten powstał nie bez powodu. Najprawdopodobniej stanie się on częścią czegoś większego. Czegoś co w przyszłości będzie nie tylko pamiątką, ale może i od czasu do czasu do czegoś się przyda.

Po co mi projekt same pyszności?

Jak już wspomniałam pomysł na wykonywanie tego typu zdjęć przyszedł bardzo spontanicznie. Już jakiś czas temu – powiedziałabym nawet, że od momentu, kiedy taki pomysł zaświtał w mojej głowie minęło kilka lat – pomyślałam sobie, że fanie byłoby zrobić sobie swoją własną, prywatną książkę kucharską. Nie jestem kucharką. Nie jestem nawet miłośniczką kuchni. A do gotowania często podchodzę jak do jeża.

Ale są takie przepisy i takie dania, które nie pochodzą z książki czy internetu. Są to przepisy przekazywane w naszej rodzinie od pokoleń. Albo takie, których źródło tkwi gdzieś w sieci, ale na swoje własne potrzeby nieco je zmodyfikowałam i ogromnie lubię do nich wracać. To przepisy, które w naszej rodzinie się sprawdzają. Dania, które wszyscy uwielbiamy i często goszczą one na naszym stole.

Skąd ten pomysł?

Gdy z panienki stałam się żoną chciałam zabłysnąć w kuchni. Przez żołądek do serca powiadali. A ja chciałam sprostać temu wyzwaniu i rozpieszczać świeżego małżonka kulinarnie ile się da. Problem w tym, że w naszym domu gotowała wyłącznie mama. A ja mogłam jedynie pomagać i to też w ograniczonych ilościach. Gdy więc mogłam wreszcie zaszaleć w kuchni okazało się, że wiem tyle co nic. A moje umiejętności mocno odbiegają od moich własnych wyobrażeń na ten temat.

I tak pierwsze dni jako świeżo upieczona małżonka i kucharka domowa spędziłam przy telefonie.

  • Mamo, a jak zrobić to?
  • Weź trochę tego, troszkę tego, dodaj tamtego… tak na oko… Możesz dodać też i to, ale to jak uznasz, że ci potrzebne…

Nic mi to nie mówiło. A ile to jest to trochę? Łyżeczka? Łyżka? A może szklanka? A co to znaczy, że przydało by się? A jak smakuje ta przyprawa? Ile mogę jej dodać? Moja mama gotowała intuicyjnie, tak jak ja w tej chwili. Ale żeby mogła dotrzeć do tego etapu musiało sporo czasu minąć. A ja musiałam nie raz sparzyć się na tym co robiłam.

W dzisiejszych czasach jest internet pełen wspaniałych przepisów. Jest cała masa niesamowitych nagrań na YouTube, ciekawych poradników kulinarnych i wiele więcej. Więc moje córki nie będą już przeżywać tego co ja dawniej. Taką mam przynajmniej nadzieję. Ale żeby mieć pewność – postanowiłam stworzyć właśnie naszą rodzinną książkę kucharską. Taką, w której umieszczę wszystkie te nasze rodzinne i domowe przepisy. W której nie będzie niczego na oko, tylko konkrety. Żeby gotowanie było przyjemnością a nie drogą przez mękę.

Kiedyś był zeszyt…

Pamiętam jak moja babcia wyjmowała taki stary, zniszczony z pożółkłymi kartkami kajet, w którym trzymała swoje receptury na pyszne dania. Nie mam pojęcia co się z nim stało. Ale pamiętam, że zawsze leżał w kuchni gdzieś pod ręką. Moja mama miała swój zeszyt, ale nie było tam wszystkich tych rzeczy, które robiła w kuchni. Często gotując mówiła, że tu trzeba zrobić inaczej niż w przepisie bo… Ale nie notowała tego na marginesie. Po prostu pamiętała. Ja też mam swój zeszyt z notatkami kulinarnymi i często do niego zaglądam. I choć te przedmioty mają swój niepowtarzalny urok ja chciałabym stworzyć coś zupełnie innego.

To pewnie trochę wina tego, że kocham zdjęcia. A fotografia kulinarna również sprawia mi ogrom radości. Jak czytasz mnie od dawna z pewnością wiesz też, że uwielbiam fotoksiążki. Pomyślałam więc, że połączę przyjemne z pożytecznym. I tak powstał pomysł z rodzinną książką kucharską oraz projekt, w którym gromadzę zdjęcia swoich kulinarnych podbojów.

Rok 2023 rokiem kuchennych rewolucji

Postanowiłam zatem, że w tym roku będę działać z moją własną, prywatną, rodzinną książką kucharską. Że w tym roku będę odświeżać nasze przepisy, sięgać do babcinych receptur i wszystkie te pyszności tworzyć na nowo, by nie tylko spisać jak dokładnie je wykonać. Ale również zrobić zdjęcia efektom końcowym i wszystko to razem umieścić w fotoksiążce dla moich córek. W ten sposób nie tylko zachowam nasze przepisy, nie tylko ułatwię życie moim dziewczynom. Ale także zrobię coś jeszcze.

Zrealizuje się fotograficznie w tej dziedzinie. Na pewno wiele się jeszcze nauczę. I przede wszystkim zostawię też coś fajnego po sobie dla przyszłych pokoleń. Może kiedyś moja wnuczka lub prawnuczka skorzysta z książki babci Ani by upiec ciasto z przepisu pra pra babci Wandy?

Tak więc oto jedno z moich postanowień na 2023 rok. Co o nim sadzisz?

Znajdziesz mnie tu: FACEBOOK INSTAGRAM.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie lubię gotować. Nie jestem super kucharką. Ale uwielbiam fotografować posiłki. Szczególnie gdy są jeszcze gorące i takie aromatyczne… I dlatego powstał ten mini projekt. Bym mogła dać upust swojej wyobraźni i trochę zaszaleć z aparatem przy stole.

Jedzenie symbolizuje miłość, gdy słowa są niewystarczające.

Alan D. Wolfelt