Fotografia reportażowa jest jak żywioł. Jak patrzenie na świat z boku. Przemieszczanie się po świecie z założoną na głowę czapką niewidką, gdzie nikt nie zwraca na ciebie uwagi. Każdy zajęty jest sobą i tym co się dzieje dookoła. A fotograf jest niewidoczny i tylko obserwuje jednocześnie rejestrując na karcie w aparacie te ulotne momenty na zawsze. Tak by można było do nich wrócić i przeżywać te chwile jeszcze raz kiedy tylko dusza zapragnie. Tu zazwyczaj nie ma czasu na pozowanie. Nikt niczego nie udaje. I nie ma też szans na dubel. Albo uda ci się przewidzieć to, co wydarzy się za chwilkę i strzelisz cudowną fotę. Albo – przepadnie.
Podczas reportażu fotograf zawsze musi być gotowy na wszystko.
Mieć przy sobie
- zapasowe baterie
- dodatkowe karty pamięci
- lampę reporterską, choć często wcale nie planuje jej używać,
- a nawet zapasowy sprzęt, gdyby ten zawiódł.
Przecież to nie sesja, którą ewentualnie można powtórzyć innego dnia. Fotografując reportaż idziemy na żywioł że świadomością, że jak teraz nie uchwycimy tego co trzeba – druga okazja już się nie nadarzy. Tak więc działamy tu i teraz. I obserwujemy wszystko dookoła, by niczego nie przegapić. Staramy się być wszędzie, łapać te ważne momenty dla których właśnie tu jesteśmy. Gesty, spojrzenia, emocje. Tu nie ma czasu na odpoczynek.
Nawet jeśli przystaniemy na chwilę by zaczerpnąć powietrza lub napić się czegoś – aparat zawsze jest gdzieś pod ręką gotowy do działania. Ileż to razy siadałam na chwilkę myśląc, że teraz już nic mnie nie zaskoczy. To będzie chwila by się trochę odprężyć. Po czym zrywałam się na równe nogi z aparatem w ręku, by złapać moment, na który czekałam cały wieczór.
Jestem reportażystką nie tylko od święta.
Nie tylko wtedy, gdy akurat dzieje się coś wyjątkowego. Wykonuje takie fotografie w każdym dogodnym momencie. Moje reportaże są duże i malutkie. Dotyczą ważnych spraw lub tych całkiem błahych. Fotografuje
- chrzty, komunie czy inne wielkie imprezy
- urodzinki maluchów
- różnego rodzaju imprezy plenerowe, w którym mam przyjemność uczestniczyć,
- jestem też paparazzim własnej rodziny. Robię masę zdjęć naszej codzienności, tego co tak cenne, a co tak szybko przemija.
Lubię tą pracę. Choć taki reportaż wyciska że mnie całą energię i na drugi dzień czuje się jak rozjechana żaba. W czasie tych zdjęć czuje, że to jest to co kocham najbardziej. Uwielbiam rejestrować niepowtarzalne momenty. Chwile, które już nigdy do nas nie wrócą. I tylko dzięki zdjęciom pozostają w naszej pamięci na zawsze… Reportaże są naturalne, szczere i takie prawdziwe. Nie ma w nich miejsca na udawanie i i oszustwa.
Fotografia reportażowa służy do tego, by rejestrować ulotne chwile każdego z nas.
By zapisywać to, co za momencik będzie tylko wspomnieniem. Patrząc na zdjęcia sprzed lat wspominam cudowne chwile z moimi rodzicami, lub czasy gdy moje dziewczyny były jeszcze malutkie. Ileż to razy te papierowe obrazy przypominały mi rzeczy, które uleciały z mojej pamięci już dawno. I tylko patrząc na te zdjęcia wracały do mnie jak bumerang. To właśnie moc fotografii. To ona wydobywa z naszej pamięci wspomnienia, które chowają się gdzieś głęboko i potrzebują jakiegoś bodźca by znów do nas wrócić.
Nie ma zatem nic dziwnego w tym, że ludzie stale robią zdjęcia. Fotografują swoją codzienność i to co ich otacza. Piękne rzeczy, ciekawe sytuację i ludzi, których chcą mieć w sercu na zawsze. Życie jest krótkie a chwile są ulotne jak bańki mydlane. Wystarczy ułamek sekundy by zniknęło coś na co patrzyliśmy przed chwilką. Motyl na kwiatku, promień słońca przebijający się między chmurami czy delikatny uśmiech kogoś nam bliskiego.
Fotografia to magia. Róbmy zatem zdjęcia bez wahania i cieszmy się nimi zawsze. Przecież nie ma nic cenniejszego od wspomnień…